Historia
lotu Mirosława Hermaszewskiego w kosmos.
Początkowo
staruszka w ogóle nie
zwróciła na niego uwagi. Zwyczajnie, jak co dnia pilnowała pasących się
krów, nie
zaprzątając sobie zbytnio głowy spoglądaniem ku niebu. Kiedy jednak
dziwna
postać w nadmuchanym, pomarańczowym kombinezonie i ogromnym hełmie
przeleciała
tuż nad jej głową omal nie dostała zawału. Niewiele myśląc zwyczajnie
wzięła nogi za pas. Jurij Gagarin, pierwszy zdobywca kosmosu, który
przed
chwilą katapultował się z pokładu lądownika Wostok 1 i wylądował właśnie
na
spadochronie w okolicach kołchozu Leninowska Droga, zdążył jedynie zdjąć
hełm z głowy i
krzyknąć za uciekającą kobietą: „Towarzysze
ja swój! Nie bójcie się!” zanim przerażona kołchoźnica zniknęła mu z pola
widzenia.
Kilkanaście lat później, gdy w
okolicach Arkałyku wylądowała kapsuła z radzieckim kosmonautą Piotrem Klimukiem i
polskim zdobywcą kosmosu Mirosławem Hermaszewskim sytuacja przedstawiała się z
goła inaczej. Otoczony wianuszkiem pięknych lekarek Hermaszewski przyjął
bochen chleba z rąk miejscowych i z promiennym uśmiechem ścisnął ich dłonie.
Mina stojącego nieco z boku Klimuka zdała się co prawda mówić: A ja to co? Przecież też
wróciłem z kosmosu? Mieszkańcy okolicznych rejonów wiedzieli juz jednak swoje. „Was już znamy –
przekomarzali się z radzieckim kosmonautą – przyszliśmy
zobaczyć Polaka.”
Dla majora Mirosława
Hermaszewskiego, polskiego pilota myśliwców i pierwszego, zarazem jedynego jak
do tej pory Polaka w kosmosie moment ten musiał być zapewne ukoronowaniem
wszystkim wysiłków, jakie przebył na swej drodze w kosmos.
Zaledwie kilka dni wcześniej
ubrany w skafander i gotowy do lotu kosmicznego major Hermaszewski stanął na
schodach prowadzących do rakiety kosmicznej, by po raz ostatni przed wejściem
na pokład pomachać zgromadzonym reporterom. Mimo, że na jego twarzy widniał promienny
uśmiech, na myśl o 350 tonach materiałów wybuchowych przeznaczonych do
wyniesienia w kosmos rakiety jego ciało było napięte niczym struna, a po plecach spływały stróżki
potu.
Przygotowania do startu trwały kilka godzin, podczas których stłoczeni w
ciasnych, twardych niewygodnych fotelach Klimuk i Hermaszewski wykonali cała masę czynności kontrolnych. Kiedy wszystko
wydawało się gotowe i do startu pozostało kilka chwil Hermaszewski zauważył spadek
ciśnienia powietrza w kabinie. Swoim spostrzeżeniem podzielił się z dowódcą
siedzącym w fotelu obok, obaj z konsternacją spojrzeli na przyrząd. Polak stuknął
palcem w szybkę wskaźnika i odetchnął z ulgą, gdy wskazówka powędrowała do góry.
Najbardziej niebezpieczny moment,
jednak nadal był przed nimi. Zaraz po starcie pośród ogromnego huku i drgań
Hermaszewski odniósł wrażenie, jakby ta ogromna masa stali pędząca z
ogromną prędkością ku górze miała za moment z łoskotem runąć w dół. Odruchowo
chwycił ster i ścisnął go z całej siły. Z głośnika radiowego popłynęły
jednak uspokajające słowa kontrolera lotu, który zapewnił, że start przebiega
prawidłowo. Wreszcie po ogromnych przeciążeniach i nadludzkim wysiłku dla
organizmu ściśnięci w rakiecie kosmonauci zaczęli odczuwać niezwykłą lekkość. Był to znak, że właśnie znaleźli się na orbicie.
Wyniesieni w przestrzeń kosmiczna kosmonauci mieli przed sobą zdecydowanie ciężki "dzień" pracy.
Statek Sojuz okrąża Ziemię szesnaście razy na dobę, a noc w kosmosie
trwa niewiele ponad trzydzieści minut. Zanim obaj uporali się z wszystkimi
ważnymi czynnościami, które należy wykonać na Ziemi minęła czwarta nad ranem.
Nadszedł czas na odpoczynek. Będący pierwszy raz w kosmosie Hermaszewski postanowił spać
nie przypięty do fotela, by poczuć, jak to jest unosić się podczas snu. Po
niedługim czasie pracujący wentylator przyciągnął jego lewitujące ciało do
siebie. W obudowie wentylatora lądowały z resztą wszystkie drobniejsze
przedmioty, które w próżni wymkneły się
z rąk załogantów Sojuza. Podczas cotygodniowego czyszczenia sita wentylatora
Hermaszewski odnalazł w nim między innymi swój kosmiczny długopis
wyprodukowany przez Amerykanów do pisania w kosmosie, który zaginął mu trochę
wcześniej.
Zanim Polak i Rosjanin ochłonęli na
dobre po wrażeniach związanych z lotem staneli przed następnym trudnym zadaniem –
łączeniem ze stacją orbitalną Salut, na której czekali radzieccy kosmonauci Kowalonok
i Iwanczenkow. Kolejne godziny, wytężonej, pełnej napięcia pracy zakończyły się
sukcesem. Dokowanie odbyło się bez przeszkód i Hermaszewski mógł w reszcie poczęstować
gospodarzy jabłkiem i cytryną, na widok których załoganci Saluta głośno przełkneli
ślinę. Humory Rosjan poprawiły się jeszcze bardziej, gdy Polak sięgnął po
przetransportowany w tajemnicy winiak. Ta symboliczna ilość alkoholu pozwoliła na
wzniesienie pierwszego we wszechświecie kosmicznego toastu.
Przez kilka kolejnych dni
pierwszy Polak w kosmosie z zapałem oddawał się wytężonej pracy. Wraz kolegami przeprowadzał
szereg badań mających wzbogacić wiedzę naukowców o informacje z dziedziny
wydolności fizycznej organizmu ludzkiego, czy procesów wymiany ciepła pomiędzy
osobami przebywającymi na statku kosmicznym. Jednym z ważniejszych
eksperymentów był ten, który zaproponowali polscy naukowcy. Hermaszewski
wyjął z pojemnika kapsułę, włożył do pieca, zamknął pokrywę, by otworzyć piec na
próżnie. W środku znajdowały się kryształy powstające ze związku telluru, kadmu i
rtęci, wykorzystywane do produkcji detektorów podczerwieni między innymi w
rakietach naprowadzanych na źródło ciepła. Polscy naukowcy byli ciekawi, jak
kryształy będą rosły w próżni kosmicznej.
Każdego
dnia polski kosmonauta
prowadził dziennik, zapisując w nim nie tylko swoje obowiązki, ale także
wrażenia
z lotu, obserwacje i spostrzeżenia. Goście stacji orbitalnej raczej nie
korzystali z
prysznica, czynność ta była bowiem dosyć uciążliwa, a może nawet
niebezpieczna.
Hermaszewski postanowił sprawdzić, jak wygląda mycie się w kosmosie. W
warunkach orbitalnych woda
wręcz przykleja się do skóry i tworzy szklistą skorupę. Kiedy zatem
kosmonauta zobaczył swe odbicie w lustrze wręcz wzdrygnął się z
zaskoczenia. W tym czasie Klimuk dla rozrywki próbował między innymi
jazdy na
pokładowym odkurzaczu. Wszyscy kosmonauci kilkukrotnie zauważyli dziwne
obiekty
towarzyszące stacji orbitalnej w przestrzeni kosmicznej. Latające
talerze,
statki kosmiczne, UFO? – zastanawiał się głośno Hermaszewski.
Kontrolerzy z
Ziemi zapewniali jednak, że to tylko kosmiczne śmieci.
Polak często spoglądał przez
niewielkie okienka stacji. Ogrom i piękno kosmosu hipnotyzują, koją, sprawiają,
że człowiek staje się bardziej refleksyjny, zadaje sobie pytania o istotę
świata, o istnienie Boga, o wartość ludzkiego życia. Polski kosmonauta na Ziemię
wrócił więc już trochę innym człowiekiem, wielokrotnie przyznawał, że pobyt wśród gwiazd odcisnał na nim
niezwykłe piętno.
Po kilku dniach załoga Sojuza 30
rozpoczęła operację powrotu na Ziemię. Sprowadzenie kapsuły z powrotem do domu
to wyzwanie równie ogromne, a może nawet poważniejsze, co wysłanie rakiety w
kosmos. W centrum kontroli lotu, na ziemi pełna koncentracja. W małej ciasnej
kapsule zmierzającej ku błękitnej planecie ogromne napięcie. Operacja przebiegła
pomyślnie i ostatecznie po ośmiu dniach w przestrzeni kosmicznej, 126
okrążeniach Ziemi i przebyciu 5,2 milionów kilometrów kosmonauci Piotr Klimuk i
Mirosław Hermaszewski na powrót postawili stopy na rodzinnej planecie.
Pierwsze kroki zdały się
Mirosławowi Hermaszewskiego niesamowicie trudne, ciało musiało na nowo przywyknąć
do ziemskiej grawitacji. Kolejne kroki zapowiadały się równie ciężko.
Hermaszewskiego czekały nowe zadania i wyzwania. Bardzo szybko ziemskie sprawy
sprawiły, że musiał porzucić bujanie w obłokach na rzecz twardego
stąpania po ziemi. Od tej pory ilekroć przyszło mu
mierzyć się z trudnymi wyzwaniami mógł spoglądać ku niebu, na którym migoczące
gwiazdy zdają się wciąż jednakowo piękne co niewzruszone.
Źródła:
1. Dariusz
Kortko, Mariusz Pietraszewski, Cena
nieważkości. Kulisy lotu Polaka w Kosmos, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2018
2.
Beata Dżon, Towarzysz ołówek i space pen
[w:] Focus. Historia, Nr 9(55)/2011
3. https://facet.wp.pl/hermaszewski-wladza-probowala-zabronic-mu-latac-6044322912023169g
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza