Polak zawsze…W oko wpada,Gdy maszyną swoją siada,Gdzie tylko się da…Raz ląduje w rowie,Drugi raz na głowie…Gdzie tylko się da.Panie wielbią goTak jak nikogo.Kocha się, o Boże,Gdzie tylko może,Gdzie tylko się da!
Post Top Ad
wtorek, 31 grudnia 2019
Home
biografie
ciekawostki
Twarde lądowanie – losy lotników Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie po II Wojnie Światowej
Twarde lądowanie – losy lotników Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie po II Wojnie Światowej
Nachylający się nad silnikiem
myśliwca brytyjski mechanik usłyszał nagle warkot zbliżającego się samolotu i
odruchowo zadarł głowę ku niebu. Przez chwilę przyglądał się podchodzącej do
lądowania maszynie, a gdy zorientował się, że za jej sterami siedzi Polak pędem
puścił się na początek pasa startowego. Gdy zdyszany dotarł na miejsce polski
lotnik siedzący w kabinie samolotu myśliwskiego RAF-u podchodził właśnie do
lądowania. Mechanik drżącymi dłońmi dobył z kabury pistolet sygnałowy i
wystrzelił w niebo racę. Polak w ostatniej chwili wysunął podwozie i
bezpiecznie przyziemił. Mechanik pokręcił tylko głową i wrócił do swoich
obowiązków.
Początki polskich lotników na
brytyjskim niebie faktycznie nie wyglądały najlepiej. Większość naszych rodaków
pragnących służyć w szeregach RAF-u w czasie II Wojny Światowej mogło pochwalić
się sporym doświadczeniem w powietrzu. Problem polegał na tym, że wszyscy oni
latali wcześniej na mniej zaawansowanych technicznie maszynach, które między
innymi nie miały chowanego podwozia. W związku z tym, Polacy zapominali często o jego
wysunięciu. Dochodziło więc do wielu niebezpiecznych sytuacji, aż w końcu zarządzono,
by członkowie personelu naziemnego podczas lądowań wystrzeliwali sygnał
świetlny przypominający o podwoziu.
W dodatku, jakby na złość Polakom
brytyjscy piloci wszystko robili na odwrót. To, że samochody poruszały się lewą
stroną ulicy już było dziwne, nasze asy lotnictwa musiały też przyzwyczaić się do innego umiejscowienia dźwigni w samolocie i
ich odwrotnego działania. Z tych wszystkich powodów większość lądowań polskich
pilotów w pierwszych miesiącach służby w Royal Air Force kończyło się dość
twardo. Prawdziwie twarde lądowanie czekało naszych pilotów jednak dopiero po
zakończeniu Drugiej Wojny Światowej.
Kiedy jednak rozpoczęła się
sławetna, podniebna bitwa o Anglię, nie tylko brytyjscy żołnierze, ale wszyscy
mieszkańcy Wysp Brytyjskich szybko uznali sprawność i niebywałe umiejętności
polskich lotników zasiadających za sterami brytyjskich hurricane’ów. Początkowe
niedowierzanie („mój Boże oni naprawdę
ich koszą”), szybko ustąpiło miejsca prawdziwemu podziwowi i wręcz
uwielbieniu dla garstki polskich asów przestworzy podejmujących szaloną walkę
podniebną z licznymi siłami wroga. Osławieni lotnicy polskich dywizjonów
powietrznych, w tym najbardziej znanego Dywizjonu 303 stali się wręcz
bożyszczami tłumów, o których w samych superlatywach wypowiadali się nie tylko
brytyjscy dowódcy („Są fantastyczni,
lepsi od najlepszych z nas, przewyższają nas pod każdym względem”, „Trudno
oprzeć się wrażeniu, że gdyby wszyscy nasi sojusznicy byli Polakami, to do tej
pory ta wojna potoczyłaby się inaczej”), ale także brytyjski premier
Winston Churchill, czy król Jerzy VI.
Każdy brytyjski żołnierz chciał
postawić im kolejkę, a wiele brytyjskich dziewcząt miało nadzieje na małe tete-a-tete z przystojnymi lotnikami z Polski. O
wyczynach asów lotnictwa spod znaku biało-czerwonej szachownicy powstawały
prawdziwe legendy, zabawne piosenki, a nawet kinowe wersje ich przygód. Bitwa o
Anglię dobiegła wreszcie końca, a sojusznicy toczący walkę z hitlerowskimi
Niemcami cieszyli się już w duchu na moment podpisania przez Niemcy kapitulacji
i zakończenia działań wojennych. Dla polskich żołnierzy biorących udział w
walkach na wszystkich niemal frontach II Wojny Światowej sytuacja nie wyglądała
jednak nazbyt korzystnie.
Mniej więcej rok po zakończeniu II Wojny Światowej ulice Londynu wypełniły
tłumy ludzi, którzy w podniosłym nastroju z radością obserwowali zwycięski przemarsz
wojsk alianckich, wśród których liczebnością i potęgą wyróżniali się między
innymi Amerykanie i Brytyjczycy. W odświętnej defiladzie nie brakowało także przedstawicieli
takich krajów, jak Australia, Kanada, Francja, Holandia, Czechy, Norwegia, a
nawet reprezentanci armii Etiopii, Meksyku, czy Fidżi, wszyscy z wyjątkiem
Polaków.
Pośród tłumu gapiów radośnie pozdrawiających maszerujących w
defiladzie żołnierzy wyraźnie w oczy rzucał się pewien markotny mężczyzna w
sile wieku – polski as myśliwski, wsławiony w bitwie o Anglię Witold
Urbanowicz. Polski lotnik nie miał powodu do radości. Być może wpatrując się
smętnie w przemarsz wojsk myślał o swych kolegach żołnierzach, którzy
postanowili wrócić do kraju, niepewni tego, co czeka ich w opuszczonej przed
kilkoma laty ojczyźnie, która obecnie znaleźć się miała za czerwoną kurtyną. A
może o tych, którzy spodziewając się kłopotów z powrotem postanowili zostać na
obczyźnie szukając dla siebie nowego miejsca do życia.
Fala entuzjazmu, na której unosili się żołnierze Polskich Sił Powietrznych
na Zachodzie, po zakończeniu wojny zaczęła szybko opadać. Rzesze polskich
żołnierzy, którzy słabo znali język i dla których po zakończeniu działań
wojennych nie było zbyt wiele zajęcia stały się dla rządzących Zjednoczonym Królestwem
nie lada zagwozdką. Wdzięczność i cierpliwość Brytyjczyków miała swoje granicę.
W okolicach polskich baz zaczęły pojawiać się hasła w stylu „Polacy wracajcie
do domu!”, a wizyty w brytyjskich pubach, gdzie Polacy jeszcze nie dawno byli
przyjmowani owacyjnie, teraz kończyły się często przepychankami i bójkami.
Kiedy huk silników samolotowych krążących nad Anglią ucichł, a
powietrza nie przecinał już ryk syren alarmowych żołnierze Polskich Sił
Powietrznych musieli szybko zdecydować, o tym jak mają wyglądać ich dalsze
losy. Część z nich podjęło trudną decyzję i wprost z obłoków powędrowało
głęboko pod powierzchnie ziemi, korzystając z rządowego programu przyjmowania
polskich żołnierzy do brytyjskich kopalń. Trudną, ciężką pracę w górnictwie
podjęło w tamtym czasie ponad cztery tysiące Polaków, pośród nich między innymi
Jan Kozłowski, którego wizerunek pojawił się na plakacie zachęcającym do
górnictwa.
Ci, którzy nie wyobrażali sobie życia bez latania próbowali
wykorzystać każdą nadarzającą się szansę, by nadal móc zasiadać za sterami
samolotów. Dla części polskich pilotów szansą taką okazała się niebezpieczna i
niepewna służba w kokpitach samolotów amerykańskiego CIA i innych tajnych
organizacji rządowych. Jednym z takich pilotów był kpt. Józef Jeka, który w
latach 50 przygotowywał się nawet do tajnej, arcyniebezpiecznej misji
uprowadzenia sowieckiego MIG-a 15. Niektórzy piloci i pracownicy służb
naziemnych znajdowali zatrudnienie, jako szkoleniowcy w siłach powietrznych
takich krajów, jak Pakistan, czy Nigeria. Zawołany awanturnik Jan Zumbach wciąż toczył
swe wojny między innymi za sterami jedynego biafrańskiego samolotu B-26.
Janusz Żurakowski za to został po wojnie pilotem oblatywaczem w firmie
Gloster Aircraft, gdzie bił rekordy prędkości na testowanych przez siebie
maszynach i stworzył nawet własną akrobację, zwaną na jego cześć żurabadą. Pomnik Żurakowskiego ubranego
w skafander oblatywacza i z hełmem w dłoni stoi dziś w Barry’s Bay na północ od
Toronto.
Rola żon i matek czekała między innymi na trzy polskie pilotki z
Pomocniczej Służby Transportu. Anna Leska, Stefania Wojtulanis i Jadwiga
Piłsudska, które zajmowały się transportem samolotów z hal produkcyjnych wprost
na front, po wojnie osiadły początkowo w Londynie i wyszły za mąż za polskich
oficerów.
Wśród dawnych członków Polskich Sił powietrznych na Zachodzie zdarzali
się także mniejsi i więksi przedsiębiorcy, próbujący swych sił w biznesie.
Niektórzy prowadzili małe sklepy spożywcze, inni warsztaty samochodowe, jeszcze
inni puby, czy kioski z gazetami. Dowódca eskadry w 306 dywizjonie Jan Nowak
przez lata z powodzeniem prowadził sklep spożywczy, a pierwszy dowódca dywizjonu
303 płk Zdzisław Krasnodębski przez jakiś czas zarabiał na życie za kierownicą
taksówki w RPA.
Paradoksalnie najtrudniejsze doświadczenia czekały tych pilotów i
członków polskich dywizjonów, którzy po zakończeniu wojny zdecydowali się
wrócić do ojczyzny. Choć początkowo wielu z nich pełniło wiele ważnych funkcji
w odradzającym się lotnictwie Polski Ludowej, tak jak płk Zygmunt Sokołowski,
który został nawet szefem Katedry Lotnictwa w Akademii Sztabu Generalnego. W
krótkim czasie doszło jednak do szeregu aresztowań, ofiarami których padło
wielu wspaniałych pilotów i członków załóg biorących udział w podniebnych potyczkach
z Niemcami. Wśród nich jeden z najsławniejszych uczestników tych wydarzeń
Stanisław Skalski.
Nieco lepiej potoczyły się losy
tych spośród nich, którzy zdecydowali się porzucić lotnictwo i wybrać inną
drogę, takich jak bombardier dywizjonów 300 i 301, Mieczysław Pawlikowski który
po powrocie do kraju odkrył w sobie talent aktorski. Znany z brawurowej roli
Zagłoby Pawlikowski czuł się zapewne dość osobliwie, gdy wiele lat po wojnie
przywdziać brytyjski mundur i wcielić się w rolę premiera Winstona Churchilla w
spektaklu Teatru Telewizji.
Dla wielu z tych niezłomnych bohaterów podniebnych zmagań Drugiej
Wojny Światowej odnalezienie się w nowej rzeczywistości po zakończeniu działań
wojennych było prawdziwym „twardym lądowaniem”. Trudne bitewne doświadczenia
sprawiły jednak, że ludzie ci charakteryzowali się nieprawdopodobnym wręcz
hartem ducha pozwalającym przetrwać najgorsze chwile i wyjść z najgorszych
opresji, by po wielu latach zobaczyć swój kraj wolnym i niepodległym.
Żródła:
1. Lynne Olson, Stanley Cloud, Sprawa honoru. Dywizjon 303, Wydawnictwo Marginesy,
Warszawa 2018
2. Andrzej Krajewski, Dlaczego Pan płacze? [w:] Pomocnik historyczny,
Nr7/2018
3. Giles Whittell, Kobiety w kokpicie. Zapomniane bohaterki Drugiej Wojny
Światowej, Wydawnictwo Wiatr od morza, Gdańsk 2014
foto: pixabay.com
Tags
biografie#
ciekawostki#
Share This
About Łukasz Sikora
ciekawostki
Etykiety:
biografie,
ciekawostki
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Post Top Ad
Your Ad Spot
Author Details
Ut wisi enim ad minim veniam, quis nostrud exerci tation ullamcorper suscipit lobortis nisl ut aliquip ex ea commodo consequat. Duis autem vel eum iriure dolor in hendrerit in vulputate velit esse molestie consequat.
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza